wroclaw.pl strona główna Kulturalny Wrocław – najświeższe wiadomości o kulturze Kultura - strona główna

Infolinia 71 777 7777

8°C Pogoda we Wrocławiu
Ikona powietrza

Jakość powietrza: dobra

Dane z godz. 19:00

wroclaw.pl strona główna
Reklama
  1. wroclaw.pl
  2. Kultura
  3. Rozmowy i recenzje
  4. Adam Szczyszczaj: trudna miłość do Wrocławia

Aktor wrocławskiego Teatru Polskiego zagra u Michała Zadary w najnowszej, III części „Dziadów”. Bez kokieterii opowiada o niedosycie w karierze, seksualności i fascynacji klubami Berlina.

Reklama

Agnieszka Czajkowska: Nie żałujesz, że jednak nie zostałeś lekarzem? Mamie tak podobno zależało.

Adam Szczyszczaj:  (śmiech)Śmiejesz się, bo już tego nie pamiętasz?

– No dokładnie tak było. Było ciśnienie w rodzinie, żebym był lekarzem. Przecież ja byłem w klasie biol-chem w liceum! Rodzicom bardzo zależało, bo to wiadomo, pewna stabilizacja, dobre warunki finansowe dla siebie i dla rodziny, ale nie. O nie. To była męczarnia w tej klasie... I do wszystkich rodziców chciałbym teraz zaapelować – wybór liceum dla dziecka jest cholernie ważny, bo może ono stracić kilka lat życia na coś, czego nie cierpi. I tak miałem sporo szczęścia, bo już w pierwszej klasie zostałem zaszufladkowany jako „artysta”, więc nauczyciele przymykali oko.

Wygłupiałeś się ?

– Raczej uciekałem z lekcji.

To artysta ucieka z lekcji, nie chuligan?

– Artysta czasami równa się chuligan. Otwarcie mówiłem, że będę się uczyć tylko tego, co lubię, i w tym byłem najlepszy. Jakoś intuicyjnie czułem, co mi będzie w przyszłości potrzebne. Na chemii, zamiast rozwiązywać zadania, pisałem list do pani profesor. Bo we mnie od dziecka była ta smykałka do bycia aktorem, tylko nie byłem pewien, nie miałem odwagi, żeby o to zawalczyć. Jednak w końcu zdecydowałem się zdawać do szkoły teatralnej. Przełomem był udział w konkursie recytatorskim w ogólniaku. Oto ja z klasy o biologiczno-chemicznej recytuję „Widzenie księdza Piotra”. Mój tato to zobaczył i powiedział: „Tak, synu, powinieneś zostać aktorem”. 

Wrocławski Teatr Polski wybrałeś podobno też świadomie? Miałeś wtedy propozycję z Teatru Starego w Krakowie, Dramatycznego w Warszawie? Co tak Cię tutaj ciągnęło?

– Przede wszystkim Wrocław. Kiedyś marzyłem, żeby mieszkać w Krakowie i tam zamieszkałem, potem okazało się, że mogę pracować w Teatrze Starym… i wydawało się, że wszystko się świetnie składa. Tyle tylko, że Kraków mi strasznie obrzydł i chciałem stamtąd uciec. Miałem taki epizod, że rok studiowałem w szkole lalkarskiej we Wrocławiu i wtedy się w tym mieście po prostu zakochałem. Od tamtej pory wiedziałem, że chcę pracować w tutejszym teatrze i z tym zespołem aktorskim. Pamiętam, że Krystian Lupa, mój ówczesny profesor, nawet namawiał mnie, żebym został w Krakowie. Ale Wrocław mnie zaczarował.

Miałeś taki rozruch – świetne role u Barbary Wysockiej i Krzysztofa Garbaczewskiego nagrodzone statuetką WARTO przyznawaną przez „Gazetę Wyborczą”, potem wyróżnienie na Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy. Jesteś dalej w rozruchu, czy masz wrażenie, że już wiele osiągnąłeś?

– Hmm, to jest bardzo trudne pytanie, mówiąc szczerze, sam je sobie zadaję. Być może z pewnej perspektywy, dla wielu osób już osiągnąłem wiele, ale z drugiej strony ja mam wciąż niedosyt. Bo tu nie chodzi tylko o teatr, o zawód. Pracowałem już chyba ze wszystkimi sensownymi reżyserami w tym kraju. No zaliczyłem praktycznie wszystkich, zostały może ze dwa nazwiska, z którymi chciałbym się jeszcze spotkać w teatrze.

Powiesz z kim?

– Nie będą zapeszać... Ale wiesz, ja nie mam ciśnienia. Nie jestem takim aktorem, który musi wszystko „wywalać”, udowadniać bez przerwy, jaki to jest zaj…sty. W jakimś sensie nie nadaję się na aktora, bo nie mam parcia na sukces. Co innego mnie w tym kręci.

W co najmniej dwóch spektaklach – „Wycince” Krystiana Lupy i „Miłość jest zimniejsza niż śmierć” Łukasza Twarkowskiego grasz role gejów. Nie obawiasz się, że Cię zaszufladkują?

– Kiedyś się tego bałem, może gdy byłem młodszy? Ale teraz nie. Ja myślę, że to są fajne, po prostu ciekawe role. Na przykład w „Kliniken. Miłość jest...” moją główną motywacją był potencjał emocjonalny Tomasa, jego wrażliwość, oddanie, poświęcenie. Nie myślałem w ogóle o jego seksualności. Ja zresztą uważam, że nie ma ludzi jednoznacznych, że to wszystko może być płynne… Takie postaci dają perspektywę wieloznaczności. Ostatnią rzeczą, o ktorej aktor powinien myśleć, jest skazywanie swojej roli na streotypy, którymi obarcza nas rzeczywistość.

Pisarz Michał Witkowski bawi się swoją seksualnością, nazywa się „pedałem” i robi to publicznie. Czy Twoim zdaniem to uchodzi, czy może negatywnie wpływa na wizerunek?

– W tym kraju to na pewno nie uchodzi. Nie bójmy się tego powiedzieć – jesteśmy krajem jeszcze nieco zacofanym pod tym względem. Wystarczy wyjechać 300 km dalej, do takiego Berlina na przykład, żeby zobaczyć, że tam jest zupełnie inny świat. Żeby afiszować się z seksualnością? To już są jakieś gadżety. Witkowskiego można lubić lub nie, ale w pewnym sensie robi szkodę temu środowisku, bo nie jesteśmy społeczeństwem na takie zabawy przygotowanym. My nie potrafimy mówić o seksualności, a co dopiero się nią bawić.

A propos wspomnianego Berlina, to bywasz tam często, to podobno Twoje ulubione miasto, które nieustannie porównujesz do Wrocławia?

– Uwielbiam Berlin. Bywam tam, gdy tylko mogę. Czuję się tam… zdrowiej niż tutaj. To jest naprawdę bardzo blisko Wrocławia i wbrew pozorom wiele te miasta łączy. Pierwsza rzecz z brzegu – podobna architektura, w pewnych dzielnicach podobny klimat. Będąc tam, mam wrażenie, że oni są jakieś 50 lat do przodu, nie technologicznie, nie cywilizacyjnie, ale po prostu mentalnie. Wrocław nie wykorzystuje potenacjału, który ma, a nawet potencjału tego sąsiedztwa. Trochę mi brakuje teraz tej otwartości, którą to miasto miało jeszcze kilka lat temu. Wrocław zawsze był wielokulturowy, a jakoś nie korzystamy z tego, coś tutaj kuleje.

To prawda, że grasz muzykę w weekendy w modnym klubie w Berlinie?

– No co ty! Aż taki dobry w tym nie jestem. Owszem, bywam często w takim kultowym już klubie, pewnie chodzi o Berghain w dzielnicy Friedrichshain. To jest niesamowite multikulturowe miejsce, przestrzeń mulitseksulana, w ogóle multi: kilka sal na kilku poziomach, świetna muzyka, świetne wystawy.

We Wrocławiu znasz podobne miejsca?

– Jeszcze takich chyba nie ma, ale jest taki mały klub Das lokal i tam atmosfera przypomina mi berlińskie klimaty. No oczywiście nie w tej skali, ale coś w tym jest. Posiedzieć lubię w Mleczarni, to z sentymentu do Krakowa i własnych korzeni.

Masz długi tekst wytatuowany na przegubie dłoni. Dobrze widzę, że to jest po angielsku?

– Bo to tekst Sarah Kane, Angielki. O Kane mogę mówić godzinami. To osoba radykalna, która kochała ostatecznie. Ten tatuaż to moja maksyma życiowa, powiem to po polsku: „Jeśli kogoś obsesyjnie kochasz, gubisz gdzieś własny sens. Jeśli stracisz obiekt swej miłości, nie masz niczego, do czego mógłbyś powrócić. To może cię kompletnie zniszczyć”.

Żadnej nadziei.

– Nie, jest, ale lepiej się nad nią nie zastanawiać. Lepiej po prostu nie stawiać w życiu kropek.

Bądź na bieżąco z Wrocławiem!

Kliknij „obserwuj”, aby wiedzieć, co dzieje się we Wrocławiu. Najciekawsze wiadomości z www.wroclaw.pl znajdziesz w Google News!

Reklama
Powrót na portal wroclaw.pl